Dzięki kryzysowi uleczona zostanie, przynajmniej na jakiś czas choroba leczenia długu długiem i nie zmienią tego pomysły wyładowanej bilionami Euro bazooki co to ma być w końcu odpalona. Kot chwycił swój własny ogon i zabawa się skończyła...

 


 

           Koniec roku i nachalne nawoływania Pytii obojga płci, skłoniły mnie do zabrania głosu w sprawie prognozy politycznej i ekonomicznej na 2012. Czytając i słuchając rozmaitych mędrców od Einsteinów ekonomii co to nie pomylili się od lat do Nikiforów tworzących obrazy bez perspektywy można już zacząć kopanie schronu, kupowanie ryżu i kasz i jakiegoś karabinu automatycznego by bronić tych dóbr przed mniej przewidującymi osobnikami. Krótko mówiąc, kolaps, gradobicie i brak ciepłej wody w kranie.

           Z zasady co można zapewne stwierdzić empirycznie prognozy będące dziełem większości nie sprawdzają się. Nie mam na to żadnych dowodów ale jakoś nie słyszymy by chętni do wieszczenia po roku czy dwóch wracali do swoich słów wskazując jakimż to są specjalistami. Jedynym znanym mi przykładem jest prof. Rybiński który jak to ładnie określił jeden z blogerów „udzielił sobie absolutorium” za 2011 i sam sobie wystawił ocenę celującą. Trochę na wyrost ale niech mu będzie.

           Ja nie wieszczę żadnego nieszczęścia. Choć sądzę że2012 będzie rokiem upadku Euro i Unii Europejskiej w kształcie jaki znamy. Mało tego, na Europę spadnie recesja i problemy ekonomiczne nieznane ostatnim dwóm pokoleniom. PKB będzie spadać w większości krajów jeśli nie we wszystkich. Dramatycznie spadnie poziom inwestycji, system bankowy zostanie upaństwowiony i straci resztki zaufania. Dramat? Oczywiście, że nie. To tylko powrót do normalności. Co tak naprawdę się wydarzy?

           Dzięki kryzysowi uleczona zostanie, przynajmniej na jakiś czas choroba leczenia długu długiem i nie zmieniają tego pomysły wyładowanej bilionami Euro bazooki co to ma być w końcu odpalona. Kot chwycił swój własny ogon i zabawa się skończyła. Lub skończy. Ta nauka będzie bolesna a różne pomysły mędrców z Brukseli, Berlina czy Paryża jedynie przedłużą kurację. Ekonomia finansowych piramid nawet budowanych przez centralne banki i najpotężniejsze instytucje finansowe świata okazała się mieć granice. Straszenie kolejnych państw groźbą bankructwa, proszę mnie poprawić jeśli się mylę, to idiotyzm. Wyobraźmy sobie, że bankrutuje Grecja. No i co? No dobrze, wyobraźmy sobie że bankrutuje Hiszpania. No i co się dzieje?  Hiszpańskie obligacje są warte tyle co papier na którym je wydrukowano, o przepraszam, one są wirtualne, nie ma papieru. Znika bilion wirtualnych Euro. Każdy Hiszpan będzie musiał oddać nerkę? Najstarszą córkę? Sześć wołów? Prawda jest taka, że spadek poziomu życia w Europie będzie dramatem tego rodzaju, że nową konsolę PlayStation4 kupi sobie w pierwszym tygodniu nie 6 milionów europejczyków tylko 5. A średni wiek używanych samochodów zwiększy się o16 miesięcy. Stanieje za to foie gras i noclegi na Champs Élysées. Będziemy musieli z tym żyć.

           W Polsce będzie gorzej, bo jesteśmy biedniejsi, wiadomo, zanim gruby schudnie to chudy umrze. Spadek poziomu życia o 20% dla Niemca czy Hiszpana zarabiającego 1600 Euro to coś innego niż dla Polaka zarabiającego 1600 zł. Tu swoja rolę maja nasze władze, niestety świadomość konieczności obrony poziomu życia, podnoszenia średniej płacy w kraju którego kolejne rządy UW, UD czy KLD po 1989 r. były dumne jak mogły bredzić o państwie taniej (i do tego wykwalifikowanej) sile roboczej nie jest najmocniejsza. Rząd Tuska ma ogromne zasługi w likwidacji polskiego przemysłu, wyprzedaży garażowej monopolistów i przedsiębiorstw wiodących oraz promowaniu zatrudnienia w usługach i administracji. Śmieciowe umowy i bardzo niska średnia płaca krajowa źle wróżą Polsce i Polakom. Dzięki temu, że swego czasu udało się powstrzymać Tuska nie mamy Euro, to jest wielka korzyść, o ile uda się powstrzymać go po raz drugi żeby nie wepchał Polski do gry w rosyjską ruletkę razem z Merkel i Sarkozym. Oni grają znaczonymi nabojami, a Tusk jak to Tusk, jak w tym dowcipie „co ja nie skoczę???”.

           Rok 2012 będzie rokiem erozji potęgi rządów PO, nadal większość Polaków będzie przekonana że lepiej z Tuskiem zgubić niż z Kaczyńskim znaleźć, ale to już ostatni taki rok. Nachalna propaganda prorządowa mediów które nie wiedzą już jak bardziej słodzić ekipie Tuska i jak bardziej przywalić wrednej opozycji nie będzie już tak skuteczna. Nadal jeśli trzeba się z kogoś pośmiać to z ludzi z opozycji (i to tylko tej wrednej, nikt nie będzie dworował sobie z RP czy SLD Millera), jeśli trzeba będzie wykazać niekonsekwencję to Kaczyńskiemu wyciągnie się cytat z 1996, o słowach Tuska z września 2011 nikt już nie wspomni. W ciągu roku osłona medialna dla PO będzie się zwijać, zacznie się szukanie nowych możliwości, Palikot albo Miller albo oni razem. Będzie panika w salonie, co oznacza, że Kaczyńskiego, choć trudno w to uwierzyć atakować będą jeszcze mocniej. Myślę że z końcem roku Tusk zrezygnuje z funkcji premiera, co zostanie pokazane jako „nowe otwarcie”, „nowy etap” albo jakiś tam „kolejny etap reform”. Premierem może zostać Schetyna.

           Prawo i Sprawiedliwość będzie zyskiwać i w końcówce roku w sondażach będzie wygrywać z PO. Kłopotów finansów publicznych nie da się dłużej zamiatać pod dywan. Rostowski „odda się” pracy naukowej a jego miejsce zajmie kolejny Siemieniak czy inny Nowak. Prawdziwe kłopoty zaczną się w 2013 r. Ale to już nie będzie problem Tuska i jego ekipy. Trust mózgów z Czerskiej pracować będzie nad nowymi przywódcami, eksperyment z Palikotem zachęci do mocniejszego promowania skrajnego lewactwa, na szczęście niewiele z tego wyjdzie, Palikot zacznie znikać w politycznym niebycie, pogrążając się w pseudoreligijnym bełkocie. Akcje Agory spadną poniżej 5 zł. Z końcem roku za markę będziemy płacić 5,40 a za franka 4,20 zł. Litr benzyny 95 kosztować będzie 7,00 zł. Inflacja przekroczy 7 %. Bezrobocie przekroczy 15 %. Gorzej będzie w 2013. Ale o tym za rok.

 

Źródło obrazu